wtorek, 30 kwietnia 2013

#12 hejt


Wyobraź sobie pewną sytuację. Piszesz hejta w stronę zupełnie nieznanej Ci osoby. Bezpośrednio czy nie - nieważne. Nigdy z nią nie rozmawiałeś, nie znasz jej sytuacji. Jeden hejt zniesie. Drugi. Trzeci. Szkoda, że nie pomyślałeś, jak wielką wartość mają słowa, które piszą tacy ludzie, jak Ty. Naprawdę chcesz, żeby się zabił? Dlaczego? Bo chcesz się wyżyć? Bo ma mniej lub więcej kasy od Ciebie? Bo ma tylko kilkoro przyjaciół? Bo nie ma nikogo? Pomyśl. Mówimy o ludzkim życiu. Największym darze, jaki można otrzymać. Nie znasz jej historii. Nie znasz jej problemów. Nie wiesz, czy ma rodziców, czy w ogóle ma jakąś rodzinę. Nie wiesz, czy nie zmaga się z depresją, schizofrenią, dwubiegunowością, anoreksją, bulimią, jakąkolwiek inną poważną chorobą. Nie wiesz, czy ma jakieś kompleksy. Może jesteś na tyle silnym człowiekiem, że nie obchodziłyby Cię takie słowa. A może ta osoba nie jest taka silna. Może przez Ciebie znów sięgnie po żyletkę. Może będzie stać przed lustrem, patrzeć sobie w oczy i nienawidzić siebie jeszcze bardziej. Może przestanie jeść, bo nazwiesz ją grubą. Może zamknie się w sobie, nie wyjdzie już nigdy do ludzi, bo będzie obawiać się bycia prawdziwą sobą. Może... bo przecież może. Może pewnego dnia wejdziesz na jej Twittera, Facebooka, jakiekolwiek inne jej konto... I przeczytasz jedną wiadomość. "To koniec". Może nie wytrzyma psychicznie. Nie przyjdzie następnego dnia do szkoły. Ani następnego. Ani następnego. Nie przyjdzie już nigdy. Za to ludzie przyjdą na jej pogrzeb. Zgadnij, co tam zastaną. Jej ciało. Martwe. Jej bliscy, choć myślała, że ich nie ma, podejdą do trumny, ale jej klatka piersiowa nie uniesie się do góry. Zewsząd będzie słychać płacz. Płacz ludzi, których nie było przy niej, kiedy potrzebowała pomocy. Jeżeli znałeś ją tylko z internetu, prawdopodobnie nie uwierzysz w to, co się stało. Będziesz czuł się niewinny? A jeśli ktoś z jej bliskich doda zdjęcie jej grobu? Co wtedy zrobisz? Jeżeli napisałeś coś takiego na osobę ze szkoły... na własne oczy zobaczysz, co się stało. Nauczyciele będą chodzić przygnębieni. Nie wiedzieli, że tyle osób nienawidzi tej cichej osóbki. Przecież często była uśmiechnięta. Widzisz... wiele można ukryć za uśmiechem. Oni teraz to wiedzą. Będą się rozglądać. Będą próbować pomóc innym i uratować im życia. A Ty? Co teraz zrobisz?

#12 przemyślenia



#11 marzenia


Bo marzenia się nie spełniają, sny zawsze kończą, wspomnienia wracają, kawa uzależnia, papierosy zabijają, czekolada tuczy, a naiwność bierze górę nad podświadomością.


- Pa­miętasz kiedy się poznaliście?
- Tak było to dokład­nie 289 dni temu.
- Pew­nie jes­teście bar­dzo szczęśliwi?
- On może i jest...
- A ty? Nie czu­jesz się w tym związku dobrze?
- Ja nie mówię tu o żad­nym związku, ale o tym, że on spełnia swo­je marzenia.
- A ty?
- Cze­kam aż znów się we mnie zakocha... 

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

#11 historia


Jestem Julia, mam piętnaście lat. Mieszkam z rodziną w małym domku, chodzę do drugiej klasy gimnazjum. Chcę Wam opowiedzieć historię, która wydarzyła się kilka miesięcy temu i która wciąż tkwi mi bardzo boleśnie w pamięci. Otóż było to tak:

Idąc sobie drogą, spotkałam przystojnego chłopaka. Ponieważ nie miałam zegarka, postanowiłam spytać go o godzinę, bo innego przechodnia nie było w pobliżu.
- Przepraszam, która godzina? - zapytałam uprzejmie.
- 11:32 - odpowiedział chłopak.
- Dziękuję - rzekłam i oddaliłam się, jednak on wciąż tkwił w moich myślach.
Zastanawiałam się, czy to możliwe, że zabujałam się w kimś, kogo zupełnie nie znam? Czy to jest miłość, czy może tylko zauroczenie?
* * *
Tak minęło kilka dni, a ja owego młodzieńca nie widziałam ani razu, choć bardzo chciałam go spotkać. Jednak pewnego dnia zdarzyła się historia, której nigdy nie zapomnę.
Szłam sobie jak zwykle drogą, w stronę domu, gdy przy bramie naszego podwórka ujrzałam jego. Stał z rękami w kieszeniach, uśmiechnięty, a był tak przystojny, że aż dech mi zaparło. Na mój widok uśmiechnął się.
- Witaj - rzekł, a ja zorientowałam się, że mówi to do mnie.
Zatrzymałam się.
- Witaj - odpowiedziałam.
Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, a potem spytał:
- Czy ty jesteś tą, która pytała mnie o godzinę?
- Tak, to ja - odpowiedziałam. - A czy ty jesteś tym, który powiedział mi, że jest 11:32?
- Tak, to ja - odpowiedział, uśmiechając się.
Zamilkliśmy na chwilę, patrząc na siebie w milczeniu. W końcu on odezwał się:
- Powiedz mi coś o sobie, jeśli możesz. Lubię zawierać znajomości, a… Nie chcę przegapić takiej znajomej jak ty.
Aż mi coś podskoczyło w żołądku.
„On chce, żebym mu coś o sobie powiedziała - pomyślałam.
- Jestem Julia i… - zaczęłam niepewnie.
- Ładne imię - zauważył chłopak. - I co dalej?
- Mam piętnaście lat, chodzę do drugiej klasy gimnazjum. Lubię śpiewać, interesuję się grą na instrumencie i… To chyba tyle - odparłam.
Znów zaległa chwila milczenia.
- Powiedziałaś, że interesujesz się grą na instrumencie - odezwał się mój nowy znajomy. - A na jakim lubisz lub uczysz się grać?
- Uczę się grać na keybordzie, ale chciałabym się nauczyć grać na skrzypcach - odparłam.
- Hmm, skrzypce… - chłopak popatrzył na mnie. - Lubię skrzypce.
- Poważnie? - spojrzałam na niego.
- Oczywiście - odparł.
- A może ty teraz powiesz coś o sobie? - zaproponowałam.
- Jestem Julian, mam szesnaście lat, chodzę do trzeciej gimnazjum. Za śpiewaniem nie przepadam, interesuję się raczej… piłką nożną, ale tak samo jak ty, interesuję się grą na skrzypcach. To znaczy… Lubię skrzypce, ale nie umiem na nich grać.
Uśmiechnęłam się lekko do niego.
- Mamy podobne zainteresowania - rzekłam, a kiedy spojrzałam na zegarek, wydałam cichy pisk przerażenia.
- Co się stało? - zapytał Julian.
- Ja już od pół godziny powinnam być w domu! - zawołałam przerażona.
- To lepiej wracaj - rzekł chłopak.
- Trzymaj się, Julianie - rzekłam i pomachawszy ręką na pożegnanie, odeszłam zamyślona.
Zastanawiałam się, czy to, co odczułam na jego widok, to jest miłość? Nie wiedziałam, co to, ale wiedziałam, że jest to coś niezwykłego.
Kiedy wróciłam do domu i weszłam do kuchni, mama na mój widok zawołała:
- Gdzie ty byłaś, Julka? Co ja ci mówiłam?
- Ale mamo, ja… - zaczęłam niepewnie. - Ja… nie chciałam się spóźnić. Zagadałam się z…
- Z kim tak długo gadałaś? - spytała moja siostra Aga, stając w drzwiach.
- Aga… Ja… Z kolegą… - odparłam cicho, ale pewnie.
- Czyżby? - siostra spojrzała na mnie.
- Tak - rzekłam i zamknęłyśmy ten temat rozmowy.
Poszłam do pokoju i usiadłam przy biurku. Zaczęłam znowu rozmyślać. Czy to jest miłość? Nagle coś mi przyszło do głowy. Wzięłam pustą kartkę do ręki i napisałam:
„Lubię, choć niewiele osób o tym wie. Płaczę, ale najczęściej w ukryciu. Kocham, choć niektórzy w to nie wierzą”.
Następnie przeczytałam te słowa i uśmiechnęłam się.
- Tak - rzekłam. - To prawda szczera jest.
Postanowiłam na razie nikomu tego nie pokazywać.
* * *
Tak mijał dzień za dniem, a ja coraz częściej spotykałam się z Julianem. Nikt o tym nie wiedział, poza moją siostrą i najlepszą przyjaciółką Różą. Wiedziałam, że gdyby rodzice się dowiedzieli, nie byłoby za ciekawie. Pewnego dnia jednak Julian powiedział mi coś, co po jakimś czasie… A zresztą, sami posłuchajcie. Spacerowaliśmy sobie alejkami parku, gdy Julian przyjrzał mi się uważnie, chwycił mnie za rękę, spojrzał w moje niebieskie oczy i rzekł:
- Julio, kocham cię.
- Co? - spojrzałam na niego. - Jul… Julian, ty mówisz poważnie?
- Tak - odpowiedział. - Pokochałem cię tego dnia, w którym spytałaś mnie o godzinę. Próbowałem cię odnaleźć, ale nie mogłem. Przypadkowo stanąłem przy twojej bramie, by odpocząć. Kiedy zobaczyłem, że przechodzisz, odżyła we mnie nadzieja. Bardzo miło się z tobą rozmawiało i… Nic mej miłości nie zmieni do ciebie.
Słuchając jego słów, byłam lekko zarumieniona, ale jednocześnie czułam wielką gulę w gardle. Chciałam coś odpowiedzieć, kiedy skończył mówić, ale nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Ja też go kochałam. Bardzo mocno, ale… Ale wciąż nie mogłam uwierzyć, że to prawda. W końcu odezwałam się:
- Julianie, ja ciebie też kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo. Chciałam ci to powiedzieć, ale nie wiedziałam jak ubrać to w słowa. Och, Julianie!
Nic nie byłam w stanie więcej powiedzieć, ale to wystarczyło, by on objął mnie ramieniem i przytulił do siebie delikatnie.
- Kocham cię… - szepnął.
- Ja też… - odszepnęłam.
Kiedy jakiś czas później się rozstawaliśmy, poprosiłam:
- Uważaj na siebie, dobrze?
- Jasne - odpowiedział. - Ale ty też. Nie zniosę, jeśli tobie coś się stanie, mój skarbie.
- A ja nie zniosę jak stanie coś się tobie, najdroższy - odrzekłam. - I… Jak to mówią? Ach, już wiem! Trzymaj się wiatru, czołem, cześć!
- Ej, mała, skąd ty to znasz? - Julian spojrzał na mnie.
- Ktoś mi kiedyś powiedział - wyjaśniłam. - Ale tyle razy mówiłam ci, żebyś na mnie mała nie mówił.
- Przepraszam, kruszynko, zupełnie zapomniałem.
- Nic się nie stało - rzekłam i dawszy buziaka na pożegnanie, odeszłam w stronę domu.
Kiedy tylko weszłam do środka, Aga zaciągnęła mnie na górę.
- I jak? Jak było? - spytała. - Opowiadaj.
- Powoli, Aga, powoli - rzekłam. - Było naprawdę extra.
- A co? Coś ci powiedział? - Aga spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
- Chodzę z nim - powiedziałam krótko, a widząc zdziwione spojrzenie Agnieszki, opowiedziałam jej całą historię.
Kiedy skończyłam, na twarzy Agi widniał szok.
- Jula… - szepnęła. - Ty… Ty z nim?
- No - od.parłam.
- Ale fux! - pisnęła Aga. - Nie, nie mogę!
- No widzisz - rzekłam i uśmiechnęłam się do niej.
* * *
Tak minął rok, a ja chodziłam z Julianem nadal. Wiele działo się przez ten rok, ale dokładnie tego samego dnia, w którym się poznaliśmy, stało się coś, co na zawsze pozostawiło mi bul w sercu.
Otóż ja i Julian jak zwykle szliśmy sobie ulicą, w stronę mojego domu i rozmawialiśmy, gdy nagle… Nadjechał strasznie duży samochód.
- Julian, uważaj! - zawołałam, próbując go ostrzec, ale było za późno.
Chłopak puścił mnie, a samochód, który nadjeżdżał, przejechał go. Wydałam cichy pisk przerażenia. Zobaczyłam tylko dużo krwi i usłyszałam rozpaczliwy krzyk.
- Julian, nie!!! - pisnęłam, klękając przy nim, ale było już za późno.
Facet, który jechał tym samochodem, nawet się nie zatrzymał. Szybko wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie ratunkowe. Przyjechali w ciągu dziesięciu minut.
- Jak to się stało? - spytał jeden z lekarzy, stając przy mnie, podczas gdy drugi pochylał się nad Julianem.
Cała roztrzęsiona opowiedziałam mu całą historię, a kiedy skończyłam, doktor spytał:
- Czy pani jest kimś dla tego chłopaka?
- Tak… - szepnęłam. - Jestem jego dziewczyną.
- Rozumiem - rzekł doktor, a następnie zabrali Juliana do karetki i odjechali.
Ja natomiast pobiegłam co sił w nogach do domu, a kiedy wpadłam do kuchni, w której była na szczęście tylko Aga, wybuchnęłam szlochem.
- Jula, co się stało? - siostra natychmiast do mnie podbiegła.
- Jj… Jjjul… lliiaaan… - załkałam. - Www… wwyy… wwwyyp… ppppaa… aaaaad… ddeeeek…
- Ale co się stało Julianowi? - zaniepokoiła się siostra. - Jaki wypadek? Uspokój się i opowiedz wszystko od początku.
Kiedy się uspokoiłam jakiś czas później, opowiedziałam jej wszystko drżącym głosem, a kiedy skończyłam, znowu zalałam się łzami. Agnieszka objęła mnie ramieniem.
- Chodź - odezwała się czule. - Zaraz zawiadomimy Różę, a następnie pojedziemy do szpitala.
Zgodziłam się bez słowa i obie .poszłyśmy na górę. Tam Aga wzięła telefon.
- Róża? No hej. Słuchaj, jest taka sprawa. Kojarzysz chłopaka Juli, Juliana, co nie? No i słuchaj, jego dzisiaj samochód przejechał. No, ja też się przeraziłam. Nie, starych nie ma w domu, gdzieś wybyli, a Julia przyszła i zaczęła płakać. Dać ci ją? Dobra, czekaj. Masz, Jula.
Wzięłam od niej telefon.
- Róża? Nno… hhheej. Nie, nie pytaj. Czuję się fatalnie. A jeszcze… Ten gościu nawet się nie zatrzymał, żeby udzielić Julianowi pomocy. Nie pytaj mnie. Nie wiem. Ok, czekamy. Dzięki. Narazie.
Kiedy skończyłam rozmawiać i odłożyłam telefon, siostra spojrzała na mnie pytająco.
- Róża zaraz tu będzie - wyjaśniłam.
Rzeczywiście. Dziesięć minut później do pokoju jak bomba wpadła Róża.
- Hej - odezwała się. - Jedziemy?
- Jasne - odpowiedziałyśmy i zostawiwszy kartkę rodzicom, że niby idziemy do Róży, wybiegłyśmy z domu.
Już chwilę później jechałyśmy autobusem na ulicę Słoneczną. Kiedy znalazłyśmy się w szpitalu, spotkałam lekarza, z którym rozmawiałam na ulicy.
- Co z Julianem? - spytałam.
- Nie jest najlepiej - rzekł lekarz smutno. - Dajemy mu zaledwie pięć dni życia, jeśli nic się nie poprawi. Jego stan jest bardzo poważny. Stracił dużo krwi…
- O Boże! - Aga i Róża zakryły twarz dłońmi, a ja wydałam cichy pisk przerażenia.
- Mogę… Mogę go… zobaczyć? - spytałam, starając się ukryć kolejny wybuch płaczu.
- Tak - rzekł doktor, a popatrzywszy na dziewczyny, dodał:
- Czy to siostry?
- Aga jest siostrą, Róża przyjaciółką - wyjaśniłam.
- Dobrze, proszę za mną - rzekł doktor, a my posłusznie za nim ruszyłyśmy.
Kiedy weszłyśmy do sali, ujrzałam Juliana, ale w bardzo zmienionej postaci. Na jego twarzy było pełno opatrunków, wyglądał jak… Jak nie Julian. Cały potłuczony, zakrwawiony.
- Och! - pisnęłyśmy.
Nagle usłyszałam:
- Jula… Gdzie… jest… Jula…
- Podejdź bliżej… - szepnęła Róża, a ja podeszłam i usiadłam pozy nim.
Lekarz opuścił salę.
- Jestem… - szepnęłam.
- Jula? - Julian rozejrzał się po sali. - Gdzie… Gdzie…
- Tutaj, kochany mój, tutaj, siedzę przy tobbie.
Mówiąc to, ujęłam jego dłoń delikatnie. Była obandażowana, kości połamane.
- Obiecaj mi… - usłyszałam jego szept. - Że jeśli odejdę, to nigdy… mnie nie zapomnisz.
- Ależ nie! - zawołałam. - Ty nie odejdziesz! Nie!
Chciałam uwierzyć we własne słowa, ale wiedziałam, że tak nie będzie.
- Jula… - usłyszałam jego cichy, prawie niedosłyszalny szept:
- Dziękuję…
- Za co? - spytałam.
- Że jesteś i… I że nawet w najtrudniejszych chwilach… byłaś przy mnie…
- Drobiazg - rzekłam, starając się uśmiechnąć.
Następnie nachyliłam “się, przytuliłam go, dałam kissa w policzek i szepnęłam:
- Lubię, choć niewiele osób o tym wie. Płaczę, ale najczęściej w ukryciu. Kocham, choć niektórzy w to nie wierzą.
Powiedziałam mu te zdania, które napisałam rok temu i o których nikt nie wiedział, a które teraz musiałam mu powiedzieć. Aga i Róża po moich ostatnich słowach popatrzyły na siebie, ale nic nie powiedziały.
- Wiem… - szepnął. - Julio, kocham… cię…
Po tych słowach mocniej mnie ścisnął i zamknął oczy.
- Nie, Julian! Nie! - zawołałam, ale już nic się nie wydarzyło.
- Nnn… nnnieee… - załkałam.
Siostra z przyjaciółką podbiegły do mnie.
- Jula… - szepnęła Róża, kładąc mi rękę na ramieniu. - Już mu nie pomożesz. Rozumiesz? Nie uratujesz go.
- Aal… lllee… dlaaa… aaaac… czeeeg… goooo? - załkałam.
- Takie było jego przeznaczenie - rzekła siostra. - Widocznie Bóg tak chciał.
Nagle do sali wszedł lekarz. Na widok moich łez, spojrzał na Juliana.
- On jeszcze nie umarł - rzekł. - On zasnął.
Spojrzałam na lekarza zdziwiona.
- Aaaaaaaa… llllleeeeee… - zaczęłam.
Jednak spojrzawszy na Juliana, zauważyłam, że jeszcze na chwilę otworzył oczy.
- Wybacz…. Jula… Kocham… cię… - szepnął i ścisnąwszy moją dłoń, usłyszałam znajome i tak nielubiane przez nikogo pikanie.
Mimo wielu prób lekarzy i pielęgniarek, nie udało się mojemu najdroższemu chłopakowi pomóc. Odszedł naprawdę, a ja nie mogłam powstrzymać się od łez. Łkając, trzymałam go za zimną rękę i powtarzałam przez łzy:
- Kko… kkkooo… oooc… chaaaa… chaaaam…
Nagle poczułam, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Obróciłam się. Stała przy mnie Aga.
- Jula, chodź… - szepnęła. - Musimy wracać do domu.
- Nn… nnnieee… - załkałam.
- Proszę, chodź - poprosiła siostra. - Już mu nie pomożesz, a poza tym… Chyba musimy rodzicom powiedzieć. A tak swoją drogą, jego rodzina wie o tym?
Skinęłam głową.
- A o tym, że… - zaczęła Róża, stając koło nas.
- Nn… nnieee… ww… wwieeeeeem… - załkałam.
- Mam nadzieję, “że ci w szpitalu zawiadomili jego rodzinę o tragedii, jaka ich spotkała - rzekła Aga.
Kiedy opuściłyśmy szpital, ja nadal płakałam. Nie mogłam wciąż uwierzyć w to, że straciłam mojego pierwszego chłopaka, którego taak kochałam. Kiedy weszłyśmy do domu, rodzice już byli.
- Jula, co się stało? - spytali na mój widok.
Aga spojrzała na mnie, a ja skinęłam głową na znak zgody, że może opowiedzieć. Dziewczyna więc zaczęła opowiadać całą historię od tego dnia, jak poznałam się z Julianem, po dzisiejszy dzień. Kiedy skończyła, mama podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.
- Nie płacz, córeczko… - szepnęła. - Wiem jak bardzo boli cię utrata tak bliskiej ci osoby, ale nic nie poradzisz na to.
- Tak, mama ma rację - rzekł tata, patrząc na mnie.
- Aal… leee… - zaczęłam. - Jj… jjaaa…
- Wiemy - przerwali mi rodzice.
* * *
Dwa dni później odbył się pogrzeb, na którym ja płakałam chyba najbardziej łącznie z jego bliskimi. Kiedy wróciliśmy do domu, poszłam do pokoju, gdzie usiadłam przy biurku i znów napisałam:
„Odeszłeś w dal tak dzielącą nas. Zostawiłeś… Lecz to nie twoja wina. Nie! O nie! To tylko wybiła zła godzina. Jednak ja nie zapomnę nigdy o tobie. Będę cię miała wciąż w mej pamięci i w głowie mej. Myślę o tobie, nie mówiąc nic. Kocham cię na zawsze”.
Kiedy skończyłam, przeczytałam ten wiersz jeszcze raz. Wiedziałam, że znowu dużo czasu minie, zanim ktokolwiek się o nim dowie, ale zastanawiałam się też, czy ktoś pozna moje myśli? Czy ktoś się o nich dowie? Nie, na pewno jeszcze nie teraz.

#10 po co żyjemy?


Od samego początku wiedział, że jestem trudną dziewczyną . ciężki charakter, cholernie uparta . podczas jednej z naszych rozmów powiedział do mnie " jestem przy tobie, bo chcę . jestem przy tobie, bo wiem, że ty też tego chcesz. jestem przy tobie, mimo że czasem ciężko znieść twoje humorki . jestem przy tobie, bo wiem, że mnie potrzebujesz. jestem przy tobie, bo chcę żebyś czuła się bezpiecznie . jestem przy tobie, bo jesteś najważniejsza . jestem przy tobie, bo Cię kocham ." stałam przed nim, wbijając wzrok w jego usta, słuchając tego co mówił . w końcu zamilkł, zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje wargi swoimi . drżącym głosem wydusiłam z siebie słowa " dobrze wiem, że trudno mnie kochać. Ty jedyny to potrafisz, i za to Ci dziękuję. nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, kocham Cię kocie . " i wtedy pierwszy raz objął mnie tak, że poczułam jakby wszystko to co nas otaczało, było magiczne .

#9 on


otulając mnie ciepłem swoich ramion wpajał mi po raz setny jak cholernie mnie kocha po raz setny z taką samą czułością jak za pierwszym razem z tą magią płynąca z jego kochającego serduszka w ktorym znalazłam swój mały kąt. za który jestem w stanie oddać wszystko i jeszcze więcej nie nie przypominamy wiekszości par. jesteśmy jedyni , wspaniali , wyjątkowi bo przecież uwielbiam twoją inność kotku. trwaj.

wszystko co otacza, przypomina mi chwile, w których uśmiech był podstawą każdego dnia, kiedy szczęściem była jego obecność, jedno muśnięcie warg i delikatny oddech ogrzewający każdy kawałek mego ciała. chociaż już nie raz obiecywałam, że przeszłość zostawiam za sobą, każdą bliznę w sercu po prostu wymazuję, by teraźniejszość stała się czymś czym żyję, to wspomnienia każdego dnia atakują me myśli i serce. czasem ból jest przeszkodą w złapaniu oddechu, multum słów przeciskających się przez gardło, które już nigdy nie ujrzą światła dziennego, i jego postać przeszywająca każdą, kolejną myśl, drżące usta i zimne dłonie, uświadamiające fakt, że tęsknię stały się codziennością.

niedziela, 28 kwietnia 2013

#8 strata

Wiesz kiedy naprawdę mnie stracisz? Kiedy wstaniesz rano i będziesz wiedział, że nie możesz zadzwonić, bo nie odbiorę. Spotkasz mnie na ulicy,  podejdziesz do mnie i uśmiechniesz się. Po chwili podejdzie do mnie maleńki chłopiec, a ja powiem: synku przywitaj się z Panem. W wózku będzie siedziała moja mała córeczka, o której tak zawsze marzyłam. Będę się uśmiechać, ale moje oczy będą bardzo smutne. Po czym odwrócę się do męża, który docenił to, co ma i powiem: chodźmy już. Spojrzysz ze zdziwieniem. Bo kobieta wybaczy wszystko, oprócz tego, że się jej nie kocha.

#7 mętlik

Totalny mętlik, rozsypane puzzle, a ja 

nawet nie wiem, czy mam ochotę i siłę 

cokolwiek układać.



sobota, 27 kwietnia 2013

#6 dzień jak co dzień

Dzień, jak co dzień. 
Wstałam z łóżka, spojrzałam na zegar. Była równo dziesiąta. Szłam do kuchni zrobić śniadanie, ale przy okazji spojrzałam czy są rodzice, nie było ich.. pomyślałam ''Mama pewnie wyszła zrobić zakupy, a tata pojechał do pracy''. Moje przemyślenia się sprawdziły. Zjadłam dwie kanapki z szynką i pomidorem, poczym odpaliłam komputer i zalogowałam się na Gadu-Gadu. Oczywiście mój ukochany chłopak-Daniel(jestem z nim już równo rok)miał na opisie ''Alicjo, śpiochu, wstawaj! <3''. Widząc ten opis od razu napisałam do niego:
-Cześć, kochanie <3
-O! Wreszcie wstałaś, kotku ;*
W tym momencie zmienił opis na ''Kocham Cię, Alicjo'', zrobiłam to samo, tylko oczywiście zmieniłam imię na Daniel.
-Jak się spało?
-Nie za dobrze..
-Czemu?
-Bo wciąż myślałem o Tobie.
-Oooo, jakiś ty słodki ;*
-;*
-To dzisiaj o siedemnastej w parku, tak?
-Właśnie, co do parku! Możemy spotkać się o osiemnastej? Bo trening futbolu mi się przedłużył.. Wiesz, będziemy ćwiczyć rzuty.
-Ok, nie ma problemu. Ważne, że się spotkamy! Prawda?
-Najprawdziwsza prawda ;)
-Ależ prawda, że najprawdziwsza prawda. O, muszę spadać. Mama mnie woła, jadę z nią na zakupy, to o osiemnastej?
-O osiemnastej. Kocham Cię ;*
-Ja mocniej ;*
Wyszłam z mamą, około 17.30 byłam w domu. Szybko się przebrałam i o 17.40 wybiegłam z domu i ''sprintem'' znalazłam się w parku. Doszłam do tej strony stawu, gdzie zawsze się spotykaliśmy. Zauważyłam go, jak rozmawiał z inną dziewczyną... Gdy na chwilę się odwrócili, podbiegłam za szeroką wierzbę, która stała obok ich.. Czule się z nią przytulał i całował, poczym powiedział:
-Kochanie, muszę lecieć, spotykam się z tą głupią Alicją. Obiecuję, że dziś z nią zerwę. Kocham Cię, najbardziej na świecie!
-Najbardziej?
-Najbardziej!
I tak w kółko się przekomarzali, aż w końcu do niej podbiegł.. obiął w pasie i pocałował ją tak czule, jak nigdy mnie. Ona rzuciła:
-To o dwudziestej pierwszej u mnie? Jesteś gotowy na swój pierwszy raz?
-Jestem gotów! Chcę go przeżyć tylko z Tobą!
I się rozdzielili. Byłam ogromnie wściekła! Obiecał, że jak będzie gotów, to ze mną przeżyję ten pierwszy raz. Skłamał. Powtarzał, że mnie kocha. Skłamał. Obiecał, że mnie nie zdradzi. Skłamał. Gdy Daniel jeszcze oglądał się za tą głupią blondyneczką. Ja podbiegłam do stawu i czekałam na niego, jak gdyby nigdy nic. Podszedł do mnie, próbując mnie pocałować. Pozwoliłam mu. Potem wygarnęłam mu wszystko co widziałam i uciekłam krzycząc ''TO KONIEEEEEEEEEEC!!!!!'', a on krzyknął ''NARESZCIE! DZIĘKI, ŻE MNIE WYRĘCZYŁAŚ!!!'' i pobiegł do tej zdziry. Gdy usłyszałam jego słowa.. poddałam się, upadłam na asfalt rozdzierając rajstopy i raniąc się. Płakałam. Płakałam. Płakałam. Płakałam. Weszłam do domu, zauważyłam kartkę od mamy ''Poszłam do pani Zosi,  jakby co, to dzwoń''. Znalazłam w szufladzie jakieś tabletki, połknęłam ich ze 30. A teraz czekam na śmierć...
Całą to historię napisałam przed połknięciem tabletek, a teraz kończę swoje życie, tracę czucie w nogach. To koniec..
Słowa od mamy Alicji: Moja ukochana, jedyna córka popełniła samobójstwo. Nie udało się jej uratować. Tydzień później odbył się pogrzeb. Ku mojemu zdziwieniu, pojawił się tam Daniel. Wybaczyłam mu. Nie zrobił tego celowo. Nie pragnął takiego końca. Daniel z poczucia winy popełnił samobójstwo poprzez linę (tydzień po pogrzebie). Modlę się, aby w niebie, udało im się odnowić ich miłość.