poniedziałek, 29 kwietnia 2013

#11 historia


Jestem Julia, mam piętnaście lat. Mieszkam z rodziną w małym domku, chodzę do drugiej klasy gimnazjum. Chcę Wam opowiedzieć historię, która wydarzyła się kilka miesięcy temu i która wciąż tkwi mi bardzo boleśnie w pamięci. Otóż było to tak:

Idąc sobie drogą, spotkałam przystojnego chłopaka. Ponieważ nie miałam zegarka, postanowiłam spytać go o godzinę, bo innego przechodnia nie było w pobliżu.
- Przepraszam, która godzina? - zapytałam uprzejmie.
- 11:32 - odpowiedział chłopak.
- Dziękuję - rzekłam i oddaliłam się, jednak on wciąż tkwił w moich myślach.
Zastanawiałam się, czy to możliwe, że zabujałam się w kimś, kogo zupełnie nie znam? Czy to jest miłość, czy może tylko zauroczenie?
* * *
Tak minęło kilka dni, a ja owego młodzieńca nie widziałam ani razu, choć bardzo chciałam go spotkać. Jednak pewnego dnia zdarzyła się historia, której nigdy nie zapomnę.
Szłam sobie jak zwykle drogą, w stronę domu, gdy przy bramie naszego podwórka ujrzałam jego. Stał z rękami w kieszeniach, uśmiechnięty, a był tak przystojny, że aż dech mi zaparło. Na mój widok uśmiechnął się.
- Witaj - rzekł, a ja zorientowałam się, że mówi to do mnie.
Zatrzymałam się.
- Witaj - odpowiedziałam.
Chłopak przyglądał mi się przez chwilę, a potem spytał:
- Czy ty jesteś tą, która pytała mnie o godzinę?
- Tak, to ja - odpowiedziałam. - A czy ty jesteś tym, który powiedział mi, że jest 11:32?
- Tak, to ja - odpowiedział, uśmiechając się.
Zamilkliśmy na chwilę, patrząc na siebie w milczeniu. W końcu on odezwał się:
- Powiedz mi coś o sobie, jeśli możesz. Lubię zawierać znajomości, a… Nie chcę przegapić takiej znajomej jak ty.
Aż mi coś podskoczyło w żołądku.
„On chce, żebym mu coś o sobie powiedziała - pomyślałam.
- Jestem Julia i… - zaczęłam niepewnie.
- Ładne imię - zauważył chłopak. - I co dalej?
- Mam piętnaście lat, chodzę do drugiej klasy gimnazjum. Lubię śpiewać, interesuję się grą na instrumencie i… To chyba tyle - odparłam.
Znów zaległa chwila milczenia.
- Powiedziałaś, że interesujesz się grą na instrumencie - odezwał się mój nowy znajomy. - A na jakim lubisz lub uczysz się grać?
- Uczę się grać na keybordzie, ale chciałabym się nauczyć grać na skrzypcach - odparłam.
- Hmm, skrzypce… - chłopak popatrzył na mnie. - Lubię skrzypce.
- Poważnie? - spojrzałam na niego.
- Oczywiście - odparł.
- A może ty teraz powiesz coś o sobie? - zaproponowałam.
- Jestem Julian, mam szesnaście lat, chodzę do trzeciej gimnazjum. Za śpiewaniem nie przepadam, interesuję się raczej… piłką nożną, ale tak samo jak ty, interesuję się grą na skrzypcach. To znaczy… Lubię skrzypce, ale nie umiem na nich grać.
Uśmiechnęłam się lekko do niego.
- Mamy podobne zainteresowania - rzekłam, a kiedy spojrzałam na zegarek, wydałam cichy pisk przerażenia.
- Co się stało? - zapytał Julian.
- Ja już od pół godziny powinnam być w domu! - zawołałam przerażona.
- To lepiej wracaj - rzekł chłopak.
- Trzymaj się, Julianie - rzekłam i pomachawszy ręką na pożegnanie, odeszłam zamyślona.
Zastanawiałam się, czy to, co odczułam na jego widok, to jest miłość? Nie wiedziałam, co to, ale wiedziałam, że jest to coś niezwykłego.
Kiedy wróciłam do domu i weszłam do kuchni, mama na mój widok zawołała:
- Gdzie ty byłaś, Julka? Co ja ci mówiłam?
- Ale mamo, ja… - zaczęłam niepewnie. - Ja… nie chciałam się spóźnić. Zagadałam się z…
- Z kim tak długo gadałaś? - spytała moja siostra Aga, stając w drzwiach.
- Aga… Ja… Z kolegą… - odparłam cicho, ale pewnie.
- Czyżby? - siostra spojrzała na mnie.
- Tak - rzekłam i zamknęłyśmy ten temat rozmowy.
Poszłam do pokoju i usiadłam przy biurku. Zaczęłam znowu rozmyślać. Czy to jest miłość? Nagle coś mi przyszło do głowy. Wzięłam pustą kartkę do ręki i napisałam:
„Lubię, choć niewiele osób o tym wie. Płaczę, ale najczęściej w ukryciu. Kocham, choć niektórzy w to nie wierzą”.
Następnie przeczytałam te słowa i uśmiechnęłam się.
- Tak - rzekłam. - To prawda szczera jest.
Postanowiłam na razie nikomu tego nie pokazywać.
* * *
Tak mijał dzień za dniem, a ja coraz częściej spotykałam się z Julianem. Nikt o tym nie wiedział, poza moją siostrą i najlepszą przyjaciółką Różą. Wiedziałam, że gdyby rodzice się dowiedzieli, nie byłoby za ciekawie. Pewnego dnia jednak Julian powiedział mi coś, co po jakimś czasie… A zresztą, sami posłuchajcie. Spacerowaliśmy sobie alejkami parku, gdy Julian przyjrzał mi się uważnie, chwycił mnie za rękę, spojrzał w moje niebieskie oczy i rzekł:
- Julio, kocham cię.
- Co? - spojrzałam na niego. - Jul… Julian, ty mówisz poważnie?
- Tak - odpowiedział. - Pokochałem cię tego dnia, w którym spytałaś mnie o godzinę. Próbowałem cię odnaleźć, ale nie mogłem. Przypadkowo stanąłem przy twojej bramie, by odpocząć. Kiedy zobaczyłem, że przechodzisz, odżyła we mnie nadzieja. Bardzo miło się z tobą rozmawiało i… Nic mej miłości nie zmieni do ciebie.
Słuchając jego słów, byłam lekko zarumieniona, ale jednocześnie czułam wielką gulę w gardle. Chciałam coś odpowiedzieć, kiedy skończył mówić, ale nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Ja też go kochałam. Bardzo mocno, ale… Ale wciąż nie mogłam uwierzyć, że to prawda. W końcu odezwałam się:
- Julianie, ja ciebie też kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo. Chciałam ci to powiedzieć, ale nie wiedziałam jak ubrać to w słowa. Och, Julianie!
Nic nie byłam w stanie więcej powiedzieć, ale to wystarczyło, by on objął mnie ramieniem i przytulił do siebie delikatnie.
- Kocham cię… - szepnął.
- Ja też… - odszepnęłam.
Kiedy jakiś czas później się rozstawaliśmy, poprosiłam:
- Uważaj na siebie, dobrze?
- Jasne - odpowiedział. - Ale ty też. Nie zniosę, jeśli tobie coś się stanie, mój skarbie.
- A ja nie zniosę jak stanie coś się tobie, najdroższy - odrzekłam. - I… Jak to mówią? Ach, już wiem! Trzymaj się wiatru, czołem, cześć!
- Ej, mała, skąd ty to znasz? - Julian spojrzał na mnie.
- Ktoś mi kiedyś powiedział - wyjaśniłam. - Ale tyle razy mówiłam ci, żebyś na mnie mała nie mówił.
- Przepraszam, kruszynko, zupełnie zapomniałem.
- Nic się nie stało - rzekłam i dawszy buziaka na pożegnanie, odeszłam w stronę domu.
Kiedy tylko weszłam do środka, Aga zaciągnęła mnie na górę.
- I jak? Jak było? - spytała. - Opowiadaj.
- Powoli, Aga, powoli - rzekłam. - Było naprawdę extra.
- A co? Coś ci powiedział? - Aga spojrzała na mnie z zainteresowaniem.
- Chodzę z nim - powiedziałam krótko, a widząc zdziwione spojrzenie Agnieszki, opowiedziałam jej całą historię.
Kiedy skończyłam, na twarzy Agi widniał szok.
- Jula… - szepnęła. - Ty… Ty z nim?
- No - od.parłam.
- Ale fux! - pisnęła Aga. - Nie, nie mogę!
- No widzisz - rzekłam i uśmiechnęłam się do niej.
* * *
Tak minął rok, a ja chodziłam z Julianem nadal. Wiele działo się przez ten rok, ale dokładnie tego samego dnia, w którym się poznaliśmy, stało się coś, co na zawsze pozostawiło mi bul w sercu.
Otóż ja i Julian jak zwykle szliśmy sobie ulicą, w stronę mojego domu i rozmawialiśmy, gdy nagle… Nadjechał strasznie duży samochód.
- Julian, uważaj! - zawołałam, próbując go ostrzec, ale było za późno.
Chłopak puścił mnie, a samochód, który nadjeżdżał, przejechał go. Wydałam cichy pisk przerażenia. Zobaczyłam tylko dużo krwi i usłyszałam rozpaczliwy krzyk.
- Julian, nie!!! - pisnęłam, klękając przy nim, ale było już za późno.
Facet, który jechał tym samochodem, nawet się nie zatrzymał. Szybko wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po pogotowie ratunkowe. Przyjechali w ciągu dziesięciu minut.
- Jak to się stało? - spytał jeden z lekarzy, stając przy mnie, podczas gdy drugi pochylał się nad Julianem.
Cała roztrzęsiona opowiedziałam mu całą historię, a kiedy skończyłam, doktor spytał:
- Czy pani jest kimś dla tego chłopaka?
- Tak… - szepnęłam. - Jestem jego dziewczyną.
- Rozumiem - rzekł doktor, a następnie zabrali Juliana do karetki i odjechali.
Ja natomiast pobiegłam co sił w nogach do domu, a kiedy wpadłam do kuchni, w której była na szczęście tylko Aga, wybuchnęłam szlochem.
- Jula, co się stało? - siostra natychmiast do mnie podbiegła.
- Jj… Jjjul… lliiaaan… - załkałam. - Www… wwyy… wwwyyp… ppppaa… aaaaad… ddeeeek…
- Ale co się stało Julianowi? - zaniepokoiła się siostra. - Jaki wypadek? Uspokój się i opowiedz wszystko od początku.
Kiedy się uspokoiłam jakiś czas później, opowiedziałam jej wszystko drżącym głosem, a kiedy skończyłam, znowu zalałam się łzami. Agnieszka objęła mnie ramieniem.
- Chodź - odezwała się czule. - Zaraz zawiadomimy Różę, a następnie pojedziemy do szpitala.
Zgodziłam się bez słowa i obie .poszłyśmy na górę. Tam Aga wzięła telefon.
- Róża? No hej. Słuchaj, jest taka sprawa. Kojarzysz chłopaka Juli, Juliana, co nie? No i słuchaj, jego dzisiaj samochód przejechał. No, ja też się przeraziłam. Nie, starych nie ma w domu, gdzieś wybyli, a Julia przyszła i zaczęła płakać. Dać ci ją? Dobra, czekaj. Masz, Jula.
Wzięłam od niej telefon.
- Róża? Nno… hhheej. Nie, nie pytaj. Czuję się fatalnie. A jeszcze… Ten gościu nawet się nie zatrzymał, żeby udzielić Julianowi pomocy. Nie pytaj mnie. Nie wiem. Ok, czekamy. Dzięki. Narazie.
Kiedy skończyłam rozmawiać i odłożyłam telefon, siostra spojrzała na mnie pytająco.
- Róża zaraz tu będzie - wyjaśniłam.
Rzeczywiście. Dziesięć minut później do pokoju jak bomba wpadła Róża.
- Hej - odezwała się. - Jedziemy?
- Jasne - odpowiedziałyśmy i zostawiwszy kartkę rodzicom, że niby idziemy do Róży, wybiegłyśmy z domu.
Już chwilę później jechałyśmy autobusem na ulicę Słoneczną. Kiedy znalazłyśmy się w szpitalu, spotkałam lekarza, z którym rozmawiałam na ulicy.
- Co z Julianem? - spytałam.
- Nie jest najlepiej - rzekł lekarz smutno. - Dajemy mu zaledwie pięć dni życia, jeśli nic się nie poprawi. Jego stan jest bardzo poważny. Stracił dużo krwi…
- O Boże! - Aga i Róża zakryły twarz dłońmi, a ja wydałam cichy pisk przerażenia.
- Mogę… Mogę go… zobaczyć? - spytałam, starając się ukryć kolejny wybuch płaczu.
- Tak - rzekł doktor, a popatrzywszy na dziewczyny, dodał:
- Czy to siostry?
- Aga jest siostrą, Róża przyjaciółką - wyjaśniłam.
- Dobrze, proszę za mną - rzekł doktor, a my posłusznie za nim ruszyłyśmy.
Kiedy weszłyśmy do sali, ujrzałam Juliana, ale w bardzo zmienionej postaci. Na jego twarzy było pełno opatrunków, wyglądał jak… Jak nie Julian. Cały potłuczony, zakrwawiony.
- Och! - pisnęłyśmy.
Nagle usłyszałam:
- Jula… Gdzie… jest… Jula…
- Podejdź bliżej… - szepnęła Róża, a ja podeszłam i usiadłam pozy nim.
Lekarz opuścił salę.
- Jestem… - szepnęłam.
- Jula? - Julian rozejrzał się po sali. - Gdzie… Gdzie…
- Tutaj, kochany mój, tutaj, siedzę przy tobbie.
Mówiąc to, ujęłam jego dłoń delikatnie. Była obandażowana, kości połamane.
- Obiecaj mi… - usłyszałam jego szept. - Że jeśli odejdę, to nigdy… mnie nie zapomnisz.
- Ależ nie! - zawołałam. - Ty nie odejdziesz! Nie!
Chciałam uwierzyć we własne słowa, ale wiedziałam, że tak nie będzie.
- Jula… - usłyszałam jego cichy, prawie niedosłyszalny szept:
- Dziękuję…
- Za co? - spytałam.
- Że jesteś i… I że nawet w najtrudniejszych chwilach… byłaś przy mnie…
- Drobiazg - rzekłam, starając się uśmiechnąć.
Następnie nachyliłam “się, przytuliłam go, dałam kissa w policzek i szepnęłam:
- Lubię, choć niewiele osób o tym wie. Płaczę, ale najczęściej w ukryciu. Kocham, choć niektórzy w to nie wierzą.
Powiedziałam mu te zdania, które napisałam rok temu i o których nikt nie wiedział, a które teraz musiałam mu powiedzieć. Aga i Róża po moich ostatnich słowach popatrzyły na siebie, ale nic nie powiedziały.
- Wiem… - szepnął. - Julio, kocham… cię…
Po tych słowach mocniej mnie ścisnął i zamknął oczy.
- Nie, Julian! Nie! - zawołałam, ale już nic się nie wydarzyło.
- Nnn… nnnieee… - załkałam.
Siostra z przyjaciółką podbiegły do mnie.
- Jula… - szepnęła Róża, kładąc mi rękę na ramieniu. - Już mu nie pomożesz. Rozumiesz? Nie uratujesz go.
- Aal… lllee… dlaaa… aaaac… czeeeg… goooo? - załkałam.
- Takie było jego przeznaczenie - rzekła siostra. - Widocznie Bóg tak chciał.
Nagle do sali wszedł lekarz. Na widok moich łez, spojrzał na Juliana.
- On jeszcze nie umarł - rzekł. - On zasnął.
Spojrzałam na lekarza zdziwiona.
- Aaaaaaaa… llllleeeeee… - zaczęłam.
Jednak spojrzawszy na Juliana, zauważyłam, że jeszcze na chwilę otworzył oczy.
- Wybacz…. Jula… Kocham… cię… - szepnął i ścisnąwszy moją dłoń, usłyszałam znajome i tak nielubiane przez nikogo pikanie.
Mimo wielu prób lekarzy i pielęgniarek, nie udało się mojemu najdroższemu chłopakowi pomóc. Odszedł naprawdę, a ja nie mogłam powstrzymać się od łez. Łkając, trzymałam go za zimną rękę i powtarzałam przez łzy:
- Kko… kkkooo… oooc… chaaaa… chaaaam…
Nagle poczułam, że ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Obróciłam się. Stała przy mnie Aga.
- Jula, chodź… - szepnęła. - Musimy wracać do domu.
- Nn… nnnieee… - załkałam.
- Proszę, chodź - poprosiła siostra. - Już mu nie pomożesz, a poza tym… Chyba musimy rodzicom powiedzieć. A tak swoją drogą, jego rodzina wie o tym?
Skinęłam głową.
- A o tym, że… - zaczęła Róża, stając koło nas.
- Nn… nnieee… ww… wwieeeeeem… - załkałam.
- Mam nadzieję, “że ci w szpitalu zawiadomili jego rodzinę o tragedii, jaka ich spotkała - rzekła Aga.
Kiedy opuściłyśmy szpital, ja nadal płakałam. Nie mogłam wciąż uwierzyć w to, że straciłam mojego pierwszego chłopaka, którego taak kochałam. Kiedy weszłyśmy do domu, rodzice już byli.
- Jula, co się stało? - spytali na mój widok.
Aga spojrzała na mnie, a ja skinęłam głową na znak zgody, że może opowiedzieć. Dziewczyna więc zaczęła opowiadać całą historię od tego dnia, jak poznałam się z Julianem, po dzisiejszy dzień. Kiedy skończyła, mama podeszła do mnie i objęła mnie ramieniem.
- Nie płacz, córeczko… - szepnęła. - Wiem jak bardzo boli cię utrata tak bliskiej ci osoby, ale nic nie poradzisz na to.
- Tak, mama ma rację - rzekł tata, patrząc na mnie.
- Aal… leee… - zaczęłam. - Jj… jjaaa…
- Wiemy - przerwali mi rodzice.
* * *
Dwa dni później odbył się pogrzeb, na którym ja płakałam chyba najbardziej łącznie z jego bliskimi. Kiedy wróciliśmy do domu, poszłam do pokoju, gdzie usiadłam przy biurku i znów napisałam:
„Odeszłeś w dal tak dzielącą nas. Zostawiłeś… Lecz to nie twoja wina. Nie! O nie! To tylko wybiła zła godzina. Jednak ja nie zapomnę nigdy o tobie. Będę cię miała wciąż w mej pamięci i w głowie mej. Myślę o tobie, nie mówiąc nic. Kocham cię na zawsze”.
Kiedy skończyłam, przeczytałam ten wiersz jeszcze raz. Wiedziałam, że znowu dużo czasu minie, zanim ktokolwiek się o nim dowie, ale zastanawiałam się też, czy ktoś pozna moje myśli? Czy ktoś się o nich dowie? Nie, na pewno jeszcze nie teraz.

5 komentarzy:

  1. Zajrzałam z ciekawości...i się popłakałam :( Wzruszające!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytała , bardzo wzruszające. Nie wyobrażam sobie przezywać takiej sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. TO straszne :(
    biedny chłopka i dziewczyna aaa- płaczę

    OdpowiedzUsuń
  4. To zdarzyło się na prawdę?

    jeju...

    OdpowiedzUsuń